sobota, 26 lipca 2014

Dlaczego kocham Rzym


Żółwie na Piazza Mattei


Po raz kolejny nie wrzuciłam euro-centa do fontanny di Trevi (ani przez prawe ani przez lewe ramię), ale jakimś cudem znów wracam do Rzymu. Cieszę się z tej podróży niesłychanie. Z tej okazji podzielę się z Wami kilkoma powodami, dla których kocham Wieczne Miasto.



Koloseum onieśmiela rozmachem i pozwala puścić wodze fantazji.


  • Powietrze przesiąknięte historią. Na terenie całego miasta rozsiane są milczące fragmenty antycznych kolumn i świątyń, które kryją w sobie zaklęte historie minionych wieków. Z wylegującymi się na nich kotami są one tak nierozerwalnym elementem krajobrazu miasta, jak czerwone autobusy w przypadku Londynu czy też przechodnie z bagietkami w Paryżu.



Gra światła i cienia na murach kamienic - czy stąd Caravaggio czerpał inspirację?

  • La dolce vita. Widać, że Rzymianie lubią i potrafią cieszyć się drobnymi przyjemnościami, i tego podejścia do życia nie zmienia nawet szalejący kryzys ekonomiczny. Zawsze uważałam, że jest to nie tylko przydatna w życiu umiejętność, ale wręcz prawdziwa sztuka, którą każdy powinien posiąść aby uprzyjemnić sobie tymczasowy pobyt na tym ziemskim padole.


Zniewalająca słodycz pękających od dojrzałości fig.

Tutaj nawet marmur kryje w sobie bogaty świat emocji.

  • Filozofia smaku! Wolę nie poruszać tak delikatnego tematu, jak sztuka kulinarna, który Włosi traktują przecież śmiertelnie poważne. Wystarczy stwierdzić, że większość wyznaje zasadę, że żyje się po to aby jeść, a nie je, aby żyć. Uwielbiam nie tylko jeść carbonarę, cacio e pepe, karczochy i inne rzymskie specjały, ale uczestniczyć też w niekończących się dyskusjach na temat jedynego słusznego przepisu na nie, które nierzadko przeradzają się w zażarte spory godne posiedzeń parlamentarnych.


Czy to jest carbonara doskonała?



































Zatybrze jest magiczne też w strugach deszczu.

  • Passeggiate i gelati. Zazwyczaj pretekstem do spotkania ze znajomymi było dla mnie wyjście na piwo. W Rzymie częściej zdarzało mi się wyjść na lody i przechadzkę po uliczkach brukowanych tzw. „sanpietrini”. Niewiele jest w życiu czynności tak przyjemnych jak spacerowanie wśród dzieł projektu Berniniego lub Borrominiego trzymając w dłoni wafelek z piętrzącą się na nim piramidalną kompozycją lodowej doskonałości. Muszę dodać, że za każdym razem nim udało mi się dokonać wyboru smaku lodów, byłam bliska apopleksji na widok szerokiej, lśniącej gabloty pełnej niezliczonych smaków do wyboru, wszystkich niewątpliwie przepysznych - idealnie kremowych lub owocowo-orzeźwiających.





Lody u Giolitti to przyjemność, której nie można sobie w Rzymie odmówić.



























Zaułki Trastevere

  • Espresso w barze wypijane na szybko przy każdej okazji. Jest to przy tym doświadczenie dla wszystkich zmysłów – zapach kawy unoszący się w pobliżu barów obecnych na każdym kroku, tak charakterystyczny dźwięk brzdąkających spodków i filiżanek (zazwyczaj już na lotnisku jest dla mnie pierwszym sygnałem, że jestem w Italii). Następnie widok spowitej cremą smolistej małej czarnej na dnie filiżanki spoczywającej na długim kamiennym kontuarze. Na koniec intensywny smak wybudzający z odrętwienia leniwego rzymskiego popołudnia.


Kocur wśród starożytnych ruin na Largo di Torre Argentina

Tym widokiem rozpoczynałam rzymskie dni.

  • Nocne posiedzenia na schodkach fontanny na piazza di S. Maria in Trastevere z butelką Peroni z pobliskiego baru San Calisto. Uwielbiam to miejsce późną nocą, gdy już rozpierzchną się wieczorne tłumy i zaczynają się schodzić przedziwne osobistości: a to Wielki Mag, a to chińska hermafrodyta grająca na orientalnej mandolinie. Raz nawet byłam świadkiem nocnej zbiorowej kąpieli w tejże fontannie (pływakom daleko było do Anity Ekberg)!



Po brukowanych "sanpietrini" zaułkach można snuć się godzinami.






































  • Na wieczór zaś, uwielbiam trochę alternatywne klimaty centri sociali, Circolo degli Artisti, miejsc, gdzie panuje swobodna, pozytywna atmosfera i gdzie można się miło zabawić przy dźwiękach granej na żywo muzyki.


Rozłożyste parasole pinii w Villa Ada, nie wiem czemu, ale sceneria tego parku zawsze kojarzy mi się z Jurrasic Park:) 


  • Wyczuwalny latem intensywny zapach rozgrzanego od słońca bruku i żywicy z pięknych, przypominających parasole pinii. Spacerując ulicami czasem przebija go kuszący aromat z garnków, który przez uchylone okna wydostaje się z mieszkań na ulice. Sprawia, że wręcz ślinka mi cieknie na myśl o makaronie, innym razem, wnioskując po aromacie na obiad szykuje się bistecca lub jakaś rybka.

  • Niezwykle intensywny, klarowny błękit nieba i duuużo słońca przez cały rok, które pozwoliło mi na zrobienie tych ślicznych zdjęć.




  • Pisałam już o kamieniach, które kryją w sobie historie. Wśród tych kamieni żyją jednak ludzie, którzy chętnie dzielą się z całym światem tym, co im w duszy gra. Na ulicach poprzez gesty, mimikę, udziela nam się tak bogaty świat emocji – od złości, przez pogardę po rozbawienie, miłość. Ludzie się śmieją, dużo krzyczą, kłócą, dyskutują, zakochane pary się płomiennie całują lub siedzą splecione w uścisku… świat tak inny od tego, w którym obecnie żyję, gdzie emocje są zarezerwowane dla sfery prywatnej, przez co odnosi się wrażenie jakby były tu czymś nieobecnym, zakazanym.


Ciekawe ile z tych par jeszcze jest razem?

Boski Caravaggio


Odwiedzając Rzym w sierpniu, gdy ma miejsce exodus mieszkańców i jednoczesny najazd dzikich hord turystów, wiem, że czasem moje uwielbienie dla tego miasta bywa wystawione na próbę. Chyba wydrukuję sobie to, co przed chwilą napisałam i będę ze sobą nosić tę listę, aby na nią zerknąć w chwilach zwątpienia;) Żartuję, uwielbiam Rzym nawet w sierpniu. Jest to dla mnie miasto, do którego mogę zawsze wracać.  



Kopuła Michała Anioła o zachodzie słońca rzuca cień na wody Tybru.

Żeby nie było zbyt mainstreamowo, można przejechać się do EUR i zobaczyć Kwadratowe Koloseum. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...