piątek, 29 sierpnia 2014

Z poradnika cioci Zofii, czyli sposoby na jet lag


jet lag [wym. dżet leg] «zmęczenie, ból głowy, problemy ze snem itp., pojawiające się u osoby, która podróżując samolotem, szybko przekroczyła kilka stref czasowych» [sjp.pwn.pl]


Po polsku zespół długu czasowego, lub też po prostu totalny bajzel w zegarze biologicznym. Zwał jak zwał, syndrom ten może być prawdziwą zmorą podróżnika. W wyniku przekroczenia wielu stref czasowych w krótkim czasie, dosyć gwałtownie zaburzony zostaje naturalny 24h cykl aktywności, co owocuje całym zespołem mniej lub bardziej dokuczliwych objawów.



Niemożliwa do opanowania senność w ciągu dnia, przerywany sen, niespodziewana pobudka o absurdalnie wczesnej porze. Brak apetytu albo wręcz przeciwnie - wilczy głód. Podkrążone oczy, aparycja zombie. Do tego trochę irytujące wrażenie bycia doklejonym do otaczającej rzeczywistości i większe lub mniejsze problemy z komunikacją międzyludzką. No i na dokładkę uczucie totalnego wycieńczenia, wszechogarniającej niemocy. Jednym słowem ogólne rozstrojenie, chyba tak można podsumować wszystkie powyższe symptomy.

Oto lista czynności do zrealizowania przed / w trakcie / po transoceanicznych lotach, która pozwoli zminimalizować powyższe objawy, skrócić czas adaptacji i po prostu czerpać więcej przyjemności z podróży:


1. Wyśpij się przed podróżą.

To chyba podstawa. Choć godziny lotów nie zawsze temu sprzyjają, zawsze staram się wchodzić na pokład wypoczęta, nawet jeśli wymaga to pójścia do łóżka o godzinie 20 poprzedniego dnia (a ja raczej jestem typem nocnego marka).

2. Pij dużo wody.

Powietrze na pokładzie jest bardzo suche i po dalekiej podróży zazwyczaj jest się odwodnionym, co wzmaga nieprzyjemne objawy jet lagu. Dlatego staram się podczas lotu regularnie wypijać szklankę wody (albo 3), mimo, że zazwyczaj wcale nie odczuwam pragnienia.

3. Przestaw zegarek.

Uważam, że jet lag to w dużej mierze też stan umysłu. Już podczas lotu staram się dostosować do pory dnia w miejscu docelowym. W jednej chwili zapominam o tym, którą godzinę wskazują zegarki w miejscu, z którego wylatuję. Pomocne może być tu przystosowanie się do nowego cyklu posiłków (tzn. wmawianie sobie, że ma się ochotę na śniadanie, mimo, że w miejscu wylotu zegarek wskazuje np. 3 rano).

4. Utnij sobie power-drzemkę.

Wiem, że po przylocie najlepiej jest zaczekać ze snem do wieczora, ale jeśli akurat złoży się tak, że wylądujemy rano, pozostawanie w stanie czuwania przez cały dzień może mijać się z celem. Lepiej uciąć sobie power-drzemkę niż błąkać się z podkrążonymi oczami przypominając zombie i strasząc wszystkich, którzy staną na naszej drodze. Ważne, aby za bardzo się nie rozsypiać – 1, max 1.5h całkowicie wystarczy.

5. Weź długi, gorący/zimny prysznic.

To lekarstwo dla ciała i duszy. Pozwala zmyć z siebie trudy podróży, sprawia, że spoglądamy na siebie w lustro bardziej przychylnym wzrokiem i daje sygnał do rozpoczęcia dnia.

6. Bądź aktywny.

To moim zdaniem najbardziej skuteczny sposób walki z jet lagiem. Zamiast biadolić w łóżku jak to jest się wyczerpanym, najlepiej od razu porwać się na eksplorację nowego miejsca. Pomogą w tym wszechobecne wokół nowe bodźce  dla wszystkich zmysłów. Alternatywą może być sport, np. jogging, (lub warcaby jeśli tylko na tyle pozwala poziom energii).

7. Zaspokój apetyt.

W tej kwestii najważniejsza zasada to słuchać swego ciała. Czasem po podróży mam ochotę na lekką sałatkę pełną kolorów i naszpikowaną witaminami. Z drugiej strony, często jet lag wywołuje we mnie wilczy głód i apetyt na jakiś fast food, czego wcale sobie nie odmawiam, bycie w podróży to zawsze dobry pretekst do zaspokajania zachcianek.

8. Stymulacja kofeiną.

Kiedy opada poziom energii warto go podbić filiżanką małej czarnej aby pozostać na nogach.

9. Ogranicz alkohol.

Chyba to naturalna reakcja mojego organizmu, ale po długich podróżach zupełnie nie mam ochoty na alkohol, który w dużych ilościach może bardzo spotęgować negatywne symptomy. Max 1 piwko w ramach walki z odwodnieniem.

10. Otaczaj się zielenią.

Zawsze po długiej podróży ogromną przyjemność sprawia mi przebywanie wśród zieleni – parków, łąk itp… Szum liści, ćwierkanie ptaków, zbawienny cień - czuję wtedy, że mój organizm się dotlenia a widok zieleni działa kojąco na zmysły.

Podobno ważna jest nie tylko długość lotu, ale i jego kierunek i objawy nasilają się przy podróży na wschód, choć ja szczerze mówiąc nie zaobserwowałam takiej zależności. Ważniejsze jest dla mnie to, o której się dotrze do miejsca destynacji – oczywiście optymalnie jeśli jest to wieczór. Potem już tylko zrelaksować się, położyć spać i w miarę świeżym rozpocząć nazajutrz nowy dzień.

Wiem, że to kilka oczywistych oczywistości, ale z własnego doświadczenia  widzę, że do tych kilku zasad naprawdę warto się zastosować. Z jet lagiem jest podobnie jak z kacem (nawet objawy są bardzo podobne), każdy ma swój własny sposób, ale nie ma co się oszukiwać, żaden nie jest w 100% skuteczny i swoje trzeba odczekać. Po prostu jest to jeden z uroków podróży... Cóż, pozostaje mi życzyć Wam wszystkim wysokich lotów transoceanicznych i bezobjawowego przekraczania stref czasowych we wszelkich kierunkach;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...