środa, 17 września 2014

Dar es Salaam. Z wizytą na targu rybnym.


Jak obiecałam w poprzedniej notce, dziś o tym, co złowili nocą rybacy w Dar es Salaam. Otóż wałęsając się po mieście, zupełnie przypadkowo trafiłam w miejsce, gdzie każdy ciekawy nowych wrażeń podróżnik znaleźć się powinien - na największy targ rybny w mieście. Targ Kivukoni, bo to o nim będzie tu mowa, wręcz elektryzuje wibrującą atmosferą, bogactwem doznań i… zapachów.



Gdzie nie spojrzeć – nieprzebrane tłumy. W jednym zaułku grupa kobiet siedzi na ziemi i skrobie cierpliwie hurtowe ilości wiórków kokosowych. Tuż obok stoły, na których znaleźć możemy chyba wszystkie możliwe gatunki ryb. Najlepsze są barakudy, świeżutkie, z dzisiejszego połowu. – zachwala sprzedawca, po czym wskazuje mi smukłe ryby uzbrojone w ostre jak żyletki zęby, które leżąc w szeregu na boku łypią na mnie jednym okiem. Po drodze wyrósł jak spod ziemi samozwańczy przewodnik, który koniecznie chciał nam pokazać chlubę dzisiejszego połowu – potężnych rozmiarów rekina, leżącego bez życia na płachcie, oblepionego błotem, od którego całkiem już mi chlupało w sandałach. Nieco dalej, ogromna zadaszona garkuchnia. Tu też zatrzymałam się na chwilę aby popatrzeć na bulgoczącą kipiel, w której co chwilę lądowały ścinki rybne.

Produkcja wiórków kokosowych
Zdobycz dnia - rekin
Gdzie kucharek sześć...

Następny przystanek to stoiska specjalizujące się w dekoracji wnętrz. Poza zębami rekina i suszoną płaszczką można dostać tu gigantyczne muszle, rozgwiazdy, koniki morskie i całą masę innych oceanicznych stworów.

Na pierwszym planie płaszczka, na straganie w tle cała reszta asortymentu wprost z morskich głębin

Jeśli przejdziemy jeszcze dalej, znajdziemy się w smażalni ryb. To właściwie masowa przetwórnia, w której zlani potem muskularni pracownicy przerzucają za pomocą ogromnych chochli kolejne porcje ryb na skwierczący olej (chyba ten sam, którym napędzane są silniki kutrów rybackich). Niewiele więcej jestem w stanie powiedzieć o tym miejscu, bo spowijał je tak gęsty i drażniący oczy dym, że po chwili się ewakuowałam.

Smażalnia ryb, prawie jak w Mielnie!
Tu się prowadzi interesy

Idąc dalej przed siebie, znajdziemy się w wiosce rybackiej. Przy plaży zacumowane łodzie, wzdłuż wybrzeża rozstawione prowizoryczne szałasy, w których mieści się cały dobytek mieszkańców. Tu i ówdzie wyrastają zaimprowizowane zakłady handlowo-usługowe. Tu jakiś warsztat, nieco dalej na ziemi „fryzjer” goli towarzystwo żyletką, no i wszędzie oczywiście się czymś handluje.


Wioska rybaków


Z tego, co wyczytałam, targ Kivukoni najlepiej odwiedzić o brzasku, ok. 6 rano, bo wtedy odbywa się aukcja ryb. Po tym co widziałam, nie mam najmniejszych wątpliwości, że jest to ciekawe widowisko, chociaż i teraz, mimo, że wyszłam z pustymi rękoma, nie narzekałam na brak wrażeń. Coś wspominałam ostatnio o wiórkach kokosowych… zapraszam więc już wkrótce na Cocco Beach!

Warsztat, można naprawić rower lub łódź rybacką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...