niedziela, 1 marca 2015

Kapsztad. Miasto Dobrej Nadziei




Autobus przejechał przez centrum miasta, po czym zaczął wjeżdżać coraz wyżej i wyżej. Przejechał przez elegancką dzielnicę willową i zbliżał się krętą drogą w kierunku Góry Stołowej, która z każdym kolejnym kilometrem rosła w oczach. Kolejny przystanek na którym wysiadłam to stacja kolejki linowej, którą można wjechać na sam płaski jak naleśnik szczyt góry. Miałam szczęście - przez ostatnie dni kolejka nie kursowała w związku z porywistym wiatrem w wysokich partiach góry. Choć klimat w Kapsztadzie jest wspaniały, to sama Góra Stołowa jest niezwykle kapryśna i pogoda zmienia się na niej jak w kalejdoskopie. Nawet gdy nad całym miastem niebo jest błękitne i świeci słońce, to sama góra często jest spowita płaszczem chmur ślizgających się po jej zboczach. Szczerze mówiąc nawet nie liczyłam na to, że uda mi się wjechać na górę, bo kolejka była zamknięta nawet rano tego samego dnia, szczęście mi jednak dopisało. 

















































Na szczyt można wspiąć się też na własnych nogach i na pewno wybrałabym tę opcję, gdyby nie czas, którego niestety nie miałam wiele do dyspozycji. Pieszo, czy kolejką, na szczyt warto się wspiąć, gdyż widoki zapierają dech w piersiach. Panorama 360° i spacer w chmurach po płaskim, smaganym wichrami wierzchołku - bezcenne. Z góry z łatwością można dostrzec pobliskie wzgórze Signal Hill, stadion piłkarski wybudowany na Mistrzostwa Świata w 2010 roku, kilometry blachy falistej - townshipy, pobliskie plaże, a przy dobrej widoczności nawet odległy o ok. 50 km Przylądek Dobrej Nadziei. Na szczycie spotkałam też sympatyczne zwierzaki, o których istnieniu nie miałam do tej pory pojęcia - jak podpowiada mi Wikipedia - góralki przylądkowe.



Widok na Signal Hill z Góry Stołowej
Rodzinka góralków przylądkowych

Ze szczytu Góry Stołowej podziwiać można błękit morza i piaszczyste plaże zatoki Camps Bay, która stała się moim kolejnym celem. Autobus zjeżdżał w dół na drugą stronę góry mijając piękne wille otoczone wysokimi murami zwieńczonymi drutami pod wysokim napięciem. Camps Bay to takie kameralne Saint Tropez w południowo-afrykańskim wydaniu. Za sprawą eleganckich rezydencji otacza to miejsce aura luksusu, na plaży panuje jednak pełna demokracja i białe piaski u stóp Góry są dostępne dla każdego, Jedynie amatorzy kąpieli mogą być rozczarowani - woda jest lodowata, a prądy bardzo silne i zdradzieckie, o czym informują gęsto rozstawione tablice z ostrzeżeniami.

Camps Bay



Morze wyrzeźbiło na plaży takie oto dzieła sztuki


































































































Sea Point
Mój kolejny przystanek nad brzegiem morza to Sea Point. Znajdują się tam sąsiadujące z wodami oceanu odkryte baseny, które akurat przechodziły oblężenie rozbawionych dzieciaków. Wzdłuż wybrzeża wije się ciągnąca się kilometrami ścieżka biegowa, po której truchtają amatorzy joggingu. Mi natomiast burczało już porządnie w brzuchu, więc postanowiłam przekąsić coś z jednego z napotkanych food trucków, które to najwyraźniej podbiły serca i żołądki kapsztadczyków.

Dzieciarnia na basenie:)
Prądy morskie u wybrzeży Kapsztadu są nieprzewidywalne

Kapsztad oczarował mnie i mam nadzieję, że uda mi się niedługo znów tam zawitać. Pod wieloma względami wydaje się miastem idealnym - wspaniały klimat, zjawiskowe położenie, tętni życiem, a wszyscy napotkani ludzie byli niesamowicie przyjaźni i otwarci. Warto jednak pamiętać, że miasto ma też tę ciemniejszą stronę niechętnie pokazywaną przyjezdnym. Zwłaszcza w związku z Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej 2010, kiedy to Kapsztad był jednym z miast-gospodarzy starano się zamieść wiele problemów pod dywan i dokonać zabiegów czysto kosmetycznych. Po drodze z lotniska do centrum trudno jednak ukryć kilometrami ciągnące się blaszane domy. Są to townshipy - dzielnice zamieszkiwane przez czarną ludność będące niechlubną spuścizną apartheidu. 

Latarnia morska Green Point wskazuje drogę okrętom od 12 kwietnia 1824 roku

O ile w teorii system upadł, to zmiany w ludzkiej mentalności dokonują się zdecydowanie wolniej, niż w konstytucji. Segregacja wciąż jest w dużym stopniu obecna - poziom życia czarnej ludności jest zdecydowanie niższy niż białej. Afrykanerzy z kolei żyją w wyizolowanej strefie komfortu, której granice stanowią nie tyle fizyczne mury, co bariery kulturowe i wyrosłe na przestrzeni wieków wzajemne uprzedzenia. Jak powiedział o swoim narodzie Nelson Mandela: 

"Choć tak różni, jesteśmy jednością. Jesteśmy ludem tęczy". 

Proces jednoczenia jednak najwyraźniej wciąż trwa.

Nobel Square z pomnikiem 4 południowoafrykańskich noblistów: Albert Luthuli, arcybiskup Desmond Tutu. F.W. de Klerk i Nelson Mandela

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...