niedziela, 1 marca 2015

Kapsztad. U stóp Wielkiej Góry


Są takie miejsca na Ziemi, które wręcz hipnotyzują swoją urodą. Kapsztad z całą pewnością jest jednym z nich i nawet po krótkiej wizycie, zaliczam to miasto w poczet najpiękniejszych, jakie miałam okazję do tej pory odwiedzić. To, co tam ujrzałam, przerosło moje wyobrażenia, które szczerze mówiąc były mgliste, niczym spowijające Górę Stołową obłoki.

V&A Waterfront

Co decyduje o tej wyjątkowej urodzie Kapsztadu to przede wszystkim spektakularne położenie. Okalają go błękitne wody zatoki Table Bay, a nad całym miastem pieczę trzyma ogromna, majestatyczna i niewzruszona Góra Stołowa, której najwyższe partie często spowite są gęstym płaszczem chmur.

Table Mountain - wizytówka miasta

Zaraz po przyjeździe, udałam się do centralnie położonego V&A Waterfront, stanowiącego serce "białego" Kapsztadu. Tutaj właśnie w 1652 roku zacumowały statki Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej dając początek europejskiemu osadnictwu w Afryce Południowej. Dziś ta portowa dzielnica jest tętniącą życiem okolicą pełną barów, restauracji, galerii handlowych i sklepów dla żeglarzy. Wszystkie lokale pękają w szwach, noc jest ciepła, a w powietrzu unosi się gwar rozmów, dźwięki muzyki i wspaniałe zapachy doskonałych steków i owoców morza serwowanych w restauracjach. Przyjemnie jest spacerować wśród portowej infrastruktury, stanowiącej nieodłączny element tej pięknej, tętniącej życiem części miasta. 


Doki

Co ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że biali stanowią 16% mieszkańców Kapsztadu, w tej okolicy to oni są niemal wyłączną klientelą barów i restauracji. Tylko wszechobecne butiki z designerskim afrykańskimi pamiątkami i czarnoskórzy kelnerzy i sprzedawcy przypominają nam, że jesteśmy w Afryce. No i doskonale stąd widoczna Góra Stołowa - cud natury nieprzystający do żadnego znanego z europejskiej ziemi krajobrazu. Niewątpliwie tak samo silne wrażenie wywarła na żeglarzach z Północy ukazując im się na horyzoncie w połowie XVII wieku i była zapewne wobec nich tak samo obojętna, jak dziś wobec nas, stojących u jej stóp. Głucha i nieruchoma, istniała długo przed nami i istnieć będzie długo po nas.
  
Waterfront tętni życiem dniem i nocą
Victoria Wharf

Jako, że to był mój pierwszy raz w Kapsztadzie, a czas, jak zwykle gonił - następnego dnia wstałam o poranku i zdecydowałam się na zakup biletu na hop on hop off bus. Nigdy wcześniej nie korzystałam z tego środka transportu, ale w Kapsztadzie mogę go szczerze polecić. Jeździ na 3 różnych trasach i zatrzymuje się na 12 przystankach zlokalizowanych w okolicy wartych odwiedzenia miejsc, a i cena jest konkurencyjna - 150 Randów za cały dzień (niecałe 50zł). W każdym miejscu możemy spędzić tyle czasu, na ile mamy ochotę, gdyż autobusy te kursują co 20 min przez cały dzień.

Afrykański grill... co by tu zjeść - strusia czy gazelę?

Moim pierwszym przystankiem była położona w śródmieściu Long Street. Ulica znajduje się w centrum, ale panujący w okolicy klimat jest zgoła odmienny od V&A Waterfront, w którym spędziłam poprzedni wieczór. Tu już większość ludzi na ulicach stanowią Murzyni, jest bardziej etnicznie, mnóstwo tu barów, restauracji, sklepików i hosteli dla backpackersów. Po chwili trafiłam na Green Market Square, na którym zaopatrzyć się można w afrykańskie rękodzieło. Szalenie podobały mi się tradycyjne zuluskie koraliki we wszystkich kolorach tęczy, zabawki z drutu, barwne tkaniny i spoglądające ze wszech stron maski ukazujące uśmiechnięte, złośliwe, wściekłe lub znudzone twarze ludzi i zwierząt. Jako, że było jeszcze wcześnie rano, każdy ze sprzedawców próbował nawiązać małą pogawędkę i zachęcić do zakupów - na otwarcie interesu. Poranek upłynął mi więc na targowaniu, po czym usiadłam w bocznej uliczce na poranną kawę i spojrzałam w kierunku Góry Stołowej, która miała być następnym przystankiem na mojej trasie.


---> czyt. ciąg dalszy: Kapsztad. Miasto Dobrej Nadziei

Green Market Square

Niedzielny kierowca 
Zuluskie koraliki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...