środa, 1 kwietnia 2015

From Russia with love


Perspektywa kilku dni wolnego skłoniła mnie do zabrania się za nadrobienie blogowych zaległości. Tu i tam na pulpicie krzątają się foldery z nieposegregowanymi i niepublikowanymi dotąd fotkami z różnych zakątków świata, dziś uznałam, że czas na wiosenne porządki! Na początek - aby na dobre rozprawić się z zimową tematyką - kilka obrazków ze styczniowej wizyty w Moskwie.



Podchodząc do lądowania na lotnisku Domodedovo obserwowałam przez okno samolotu krajobraz w dole... biało, biało, biało. Z perspektywy ziemi, już tak pięknie nie było - przed terminalem resztki śniegu wymieszane z brunatną ziemią, nad głową zaś nisko zawieszone, ciężkie, ołowiane niebo.

Nie powiedziałabym, żeby Rosja przywitała nas z otwartymi ramionami: baardzo wnikliwa kontrola paszportów przeciągała się w nieskończoność. Potem długa podróż do miasta, szybka rejestracja w hotelu, wymiana dolarów na ruble. Po tych formalnościach, już z walutą w kieszeni, gotowa byłam w końcu na zwiedzanie Moskwy. Muszę przyznać, że od dłuższego czasu chciałam odwiedzić to miasto, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, skorzystałam. Ciekawa byłam konfrontacji rzeczywistości z wyobrażeniem jakie na przestrzeni lat utworzyło się w mojej głowie, które było dziwną fuzją obrazów z współczesnych mediów, XIX wiecznych powieści i filmów o agencie 007.

Nie trudno się domyślić, że na początek wybrałam się tam, gdzie bije serce nie tylko Moskwy, ale całej Rosji - na Plac Czerwony. Gdy przekroczyłam Bramę Zmartwychwstania, moim oczom ukazała się ogromna przestrzeń. Plac Czerwony zapiera rozmachem dech w piersiach i niewątpliwie oddaje gigantomanię i potęgę kraju sięgającego od naszej wschodniej granicy po Kamczatkę. Jednocześnie jednak  ma w sobie coś z baśniowego klimatu, otaczające go budowle wydają się być zbudowane z klocków i rozświetlone iluminacją pośród ciemnej nocy przypominały mi czarodziejską scenografię "Dziadka do orzechów".

Brama Zmartwychwstania strzegąca wejścia na Plac Czerwony

Dominującym elementem Placu Czerwonego jest potężny mur ciągnący się na całej jego długości, za którym znajduje się ośrodek rosyjskiej władzy - Kreml. Przylega do niego Mauzoleum Lenina, w którym spoczywa zabalsamowany przywódca rewolucji październikowej. Niestety nie udało mi się wejść do środka i zobaczyć tej swoistej atrakcji, ale jak na swoje lata mumia chyba nieźle się trzyma, więc wpadnę w odwiedziny następnym razem.

Monumentalne mury Kremla
Lenin wiecznie żywy




























Dokładnie naprzeciwko mauzoleum znajduje się GUM - Główny Dom Towarowy. Jako, że już porządnie skostniałam i powoli zaczynałam tracić czucie w palcach dłoni i stóp. chętnie weszłam do środka aby choć trochę odtajać. Styczeń w Moskwie to nie przelewki, bez kożucha i uszanki ani rusz!

GUM to ekskluzywne centrum handlowe wybudowane w 1893 roku. Co można łatwo stwierdzić już od wejścia, to to, że kryzys gospodarczy raczej się go nie ima. Najbardziej podobał mi się dział delikatesów. Tu i tam piętrzyły się różne przetwory, suszony ryby, słoiczki z kawiorem astrachańskim oraz cała masa innych rarytasów. Gdy zerknęłam na ceny uzmysłowiłam sobie szybko, że nic tu po mnie, chyba trzeba być naftowym oligarchą, aby pozwolić sobie na zakupy w tym przybytku.


Pięknie oświetlony GUM i zimowy jarmark
Suszone ryby - w sam raz na zakąskę!



























Pomiędzy GUM a Mauzoleum Lenina odbywał się świąteczny jarmark. Wielobarwne stragany, zapach miodu pitnego, staromodna karuzela, herbata z samowara i blask tysięcy żarówek rozświetlający zimową moskiewską noc, sprawiły, że tego wieczoru na Placu Czerwonym atmosfera była magiczna. Mróz szczypał w uszy i wypłoszył wszystkich spacerowiczów, tylko gdzieniegdzie przewinął się jakiś przechodzień lub milicjant w uszance.

Jakieś 3 minuty po wyjściu z GUM znów zaczęłam dygotać z zimna, tak więc postanowiłam się rozgrzać jakimś procentowym napitkiem przy jednym ze straganów. Do tego bliny z kawiorem z drugiej budki i haraszo!



Magiczna Moskwa

Na przeciwległym końcu Placu Czerwonego znajduje się przepiękny Sobór Wasyla Błogosławionego zbudowany w poł. XVI wieku za cara Iwana Groźnego. Już z daleka na tle nieba odznacza się dziewięć cebulastych kopuł różniących się od siebie kolorami, teksturą i rozmiarem. Wieńczą one dziewięć przyległych świątyń składających się na to bajeczne dzieło architektury.

Opuściłam Plac Czerwony zatrzymując się na chwilę przy Soborze Kazańskiej Ikony Matki Bożej. Mijając Plac Rewolucji natknęłam się na okazały gmach Teatru Bolszoj i pomyślałabym jak wspaniale byłoby usiąść w loży i obejrzeć "Jezioro Łabędzie" odtańczone na deskach najlepszej sceny baletowej świata. Tym razem skończyło się jednak na sferze marzeń. Temperatura nie zachęcała do dalszego spaceru, udałam się więc na kuszącą miłym ciepełkiem najbliższą stację metra - Teatralną i wróciłam do hotelu.

Kulturalna wizytówka Rosji - teatr Bolszoj
Po drugiej stronie ulicy Karol Marks grzmi z pomnika: "Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!"
Plac Rewolucji



























W tym miejscu zatrzymam się na chwilę przy moskiewskim metrze, które cieszy się zasłużoną sławą. Za niewielką stałą opłatą 40 rubli (ok. 4 zł) dostajemy bilet do podziemnej Moskwy na którą składa się ponad 300 km tuneli tworzących 12 linii metra. Całą instytucja sprawia wrażenie jakby przeoczyła fakt upadku Związku Radzieckiego. Do 1992 roku patronem moskiewskiego transportu podziemnego był W. I. Lenin, o czym po dziś dzień przypominają liczne inskrypcje.

Wejście do moskiewskiego metra. Stacja Teatralna

Wystawne, pełne przepychu wnętrza moskiewskiego metra przypominają raczej sale balowe carskiego pałacu niż transport publiczny znany mi z innych miast świata. Każda stacja udekorowana jest w inny sposób, ale powtarzające się elementy to wielkie kryształowe żyrandole, monumentalne kolumny, finezyjne stiuki z przewijającym się tu i tam motywem sierpa i młota, obrazy i siermiężne socrealistyczne płaskorzeźby ku chwale klasy robotniczej. 

Mała wskazówka praktyczna - choćby podstawowa umiejętność odszyfrowywania cyrylicy przydaje się w Moskwie na każdym kroku i podejrzewam, że bez niej proste czynności, jak np. korzystanie z transportu publicznego mogą przysporzyć wielu problemów.

Tutaj stosunkowo skromna stacja
Podziemna Moskwa


Drugiego dnia miałam przed odlotem trochę wolnego czasu, więc o poranku postanowiłam przejechać się na Arbat. Ta owiana legendą ulica, uwieczniona w słowach "Piosenki o Arbacie" Bułata Okudżawy, zajmuje bardzo ważne miejsce w rosyjskiej kulturze. Działała ona na artystów jak magnes, mieszkali tu m.in. Aleksander Puszkin, Bułat Okudżawa, a w jednym z pobliskich zaułków zamieszkiwał... Mistrz z "Mistrza i Małgorzaty".



Arbat. W tle Ministerstwo Spraw Zagranicznych, czyli jedna z "siedmiu sióstr" Pałacu Kultury w W-wie

Z tego, co wyczytałam ulica ta zazwyczaj tętni życiem, i jest dla Moskwy tym, czym Pola Elizejskie dla Paryża albo La Rambla dla Barcelony. Jednak jako, że pora była wczesna, oprócz mnie po Arbacie błąkało się tylko kilka zabłąkanych dusz w pijackiej malignie poprzedniego wieczora. Od pierwszego wejrzenia ulica ta wydała mi się zaskakująco znajoma, tak bardzo przywodzi na myśl lubelskie Krakowskie Przedmieście! Z tą drobną różnicą, że jest co najmniej 5 razy dłuższa, a z witryn sklepów zerkają na nas matrioszki z twarzą Putina i kolorowe bańki-wstańki we wszystkich kształtach i rozmiarach. Ogólne wrażenie całkiem ok, choć temperatura szybko skłoniła mnie do udania się na śniadanie w stronę najbliższego punktu ciepła.

Pyszne śniadanko - syrniki z malinowym twistem


To pierwsze spotkanie z Moskwą było jak wypicie kieliszka wódki - zaostrzyło mi apetyt na więcej. Nie zniechęciły mnie nawet pozbawione cienia uśmiechu twarze i katastrofalny standard obsługi klienta. Ostentacyjne zniecierpliwienie i obojętność okraszone pogardliwym spojrzeniem to standard, ale odniosłam jednocześnie wrażenie, że po przełamaniu pierwszych lodów nie są ci Rosjanie tacy źli, jak ich malują. Co najbardziej intryguje w Moskwie to jej przejawiająca się na każdym kroku niejednoznaczność. Świat siermiężnej spuścizny socrealizmu dziwnie współgrający z baśniowym, odrealnionym czarem, który dał życie "Mistrzowi i Małgorzacie" Bułhakowa i baletom Czajkowskiego. 

Nieoczekiwane spotkania na Arbacie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...