wtorek, 28 czerwca 2016

Luanda. Wizyta w najdroższym mieście świata


Myśląc o najdroższych miastach na świecie na myśl przychodzą miejsca takie jak Londyn, Moskwa, Dubaj. Tymczasem zdziwić może fakt, że w ścisłej czołówce znajduje się Luanda, stolica Angoli. Jak to w wielu krajach Afryki, bogactwa naturalne i tu okazują się raczej przekleństwem, niż darem. Mimo, że kraj ten wręcz zalany jest pochodzącymi ze sprzedaży ropy naftowej petrodolarami, to, co uderza w oczy już od momentu opuszczenia lotniska to wszechobecna skrajna bieda. W samej Angoli produkuje się bardzo niewiele, i większość produktów dostępnych w sklepach pochodzi z importu, a ich cena jest ekstremalnie wywindowana. Na półkach dominują produkty portugalskie. Jak widać więzy z byłym kolonizatorem wciąż są silne, a chyba najważniejszą spuścizną po Portugalczykach jest w Angoli język portugalski funkcjonujący jako język urzędowy. Jego podstawowa znajomość okazała się bardzo przydatna, bo z angielskim czasem bywa krucho.

Widok na wyrastające w centrum Luandy wieżowce


Lecąc do Angoli ciekawa byłam profilu pasażerów. Okazał się bardzo zróżnicowany – trochę biznesmenów z Angoli, grupka studentów wracających z zagranicznych wymian, sporo Chińczyków, którzy są teraz najważniejszym partnerem biznesowym tego kraju a także trochę europejskich expatów, głównie Portugalczyków.

W Luandzie sektor turystyczny praktycznie nie istnieje. Podczas pierwszego pobytu mój hotel znajdował się w dzielnicy Talatona. Był to świetny punkt wypadowy do wycieczki na wyspę Mussulo, która ze swoimi plażami i palmami kokosowymi jest ponoć miłym wytchnieniem od zgiełku miasta. Niestety nie dane było mi się o tym przekonać, bo moje plany zostały pokrzyżowane przez tropikalną ulewę. Z braku laku pojechałam do centrum handlowego Belas, spróbowałam lokalnych smaków i kupiłam pyszne portugalskie ciastka pasteis de nata.

Degustacja lokalnych smaków w centrum handlowym Belas

Za drugim razem okazało się, że dostaliśmy zakwaterowanie w hotelu znajdującym się w centrum miasta. Ucieszyłam się, w przeciwieństwie do poprzedniej lokalizacji, tu przynajmniej znajdowały się wokół ulice i chodniki, po których można się przespacerować. Jedynym problemem jest to, że tak naprawdę nie ma za bardzo dokąd spacerować. Jedynym sensownym celem była znajdująca się nieopodal nadmorska promenada. Dołączyły do mnie dwie koleżanki też ciekawe tego, jak wygląda świat za murami naszego hotelu skrywającego luksusy szczelnie odgrodzone od tak odmiennego świata wokół jego murów. Zerknęłam z ciekawości na hotelowy cennik w najdroższym mieście świata i odetchnęłam z ulgą na myśl, że to nie ja muszę zapłacić za mój pokój ponad 400$ za noc.

Roztaczające się z okien 5* hotelu widoki na slumsy

Na widok spacerujących po promenadzie rodzin, biegaczy i kajakarzy, poczułyśmy się z koleżankami nieco bardziej swobodnie, choć muszę przyznać, że nasza obecność zdecydowanie przykuwała uwagę przechodniów. Słońce zaszło niespodziewanie szybko, postanowiłyśmy więc wrócić w nasze okolice i udać się na kolację. Nasz wybór padł na małą jadłodajnię naprzeciwko hotelu, która cieszyła się niezłymi recenzjami w Internecie – Tendinha. Jak się okazało zasłużonymi. Może nie była to kulinarna ekstaza, ale jak na Luandę całkiem niezłe – czyste - jedzenie i to za cenę nie mrożącą krwi w żyłach.

Kajakarze
Nadmorska promenada okazała się całkiem przyjemnym miejscem na wieczorny spacer

Wizyta w Angoli była ciekawym doświadczeniem, muszę przyznać, że niewiele miejsc wywarło na mnie wrażenie bycia aż tak niedostępnymi i odizolowanymi od reszty świata. Brak infrastruktury, prowizorka, wszechobecne śmieci i ciężkie, wilgotne powietrze mogą wywołać zmieszanie i uczucie lekkiej frustracji nawet po 1 dniu. Zupełnie inne odczucia jednak wywołał we mnie sam lot, który za sprawą pasażerów był zaskakująco przyjemny. Serwis był sprawny i szybki, a czas pomiędzy upłynął mi na ciekawych rozmowach z angolańskim studentem, który był na wymianie na AGH w Krakowie i jak się okazało świetnie mówił po polsku. Opowiadał z entuzjazmem o kraju nad Wisłą i o pochodzącym z Angoli tańcu – Kizomba, który jak twierdził jest esencją angolańskiej romantycznej duszy;).

Migawki z podróży na lotnisko

Nie powiem, żebym miała szybko zatęsknić za Luandą, ale mam nadzieję, że prędzej czy później znów tam zawitam, no i że uda mi się tym razem schować w cieniu palm na wyspie Mussulo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...